Etykiety

sobota, 29 października 2016

Nowe credo polityki polskiej


Jeżeli US Army „z nami, któż przeciw nam”?!(Rz. 8,31).
Ukraina antyrosyjską tarczą
Trudno odmówić historycznych szczególnych związków łączących Rosjan i Rusinów już od dawna oficjalnie nazywanych Ukraińcami. W rosyjskiej duszy historyczna Ruś żyje. Strategicznym celem Moskwy było i jest nadal utrzymanie kontroli nad bratnią Ukrainą, bowiem tylko jej pełna kontrola zabezpiecza żywotne rosyjskie interesy geopolityczne. Dla nas to wyzwanie. Rozumujemy: Rosja w jedności z Ukrainą to prawdziwe mocarstwo. A Rosja to zdaniem większości polskich elit politycznych była i jest naszym odwiecznym wrogiem stale czyhającym na naszą niepodległość. Paradoksalnie pogląd ten znajduje swego rodzaju potwierdzenie w nacjonalistycznym, realnie – znaczeniowo nikłym projekcie prof. Aleksandra Dunina, skądinąd wybitnego rosyjskiego filozofa idei.  Ujmując rzecz w uproszczeniu: Dunin widzi problem jako stojące przed Euroazją nieuchronne cywilizacyjne wyzwanie: zaraz po wypchnięciu Ameryki z Europy do jej podziału w zasadzie między Rosją i Niemcami. Dla Polski to przejaw śmiertelnego zagrożenia. Dla rosyjskiego ucha to pewno miła intelektualna projekcja, odległa jednak od europejskich politycznych realiów, a także aktualnych proeuropejskich koncepcji Putina, dla którego świat ukształtowany po II wojnie to geopolityczne tabu (co nie dotyczy „rosyjskich ziem” tj. Krymu i Donbasu, które w wyniku rozpadu ZSRR przypadkowo znalazły się poza Rosją).  Ale Dunin to jedynie filozof, polski zaś patriota  to  demiurg  regionalnych  wydarzeń  w  skali  dopuszczalnej  dla „przybocznego”.   W zaistniałej sytuacji należało więc wzmacniać powstające właśnie ukraińskie państwo. Celem naszym – Ukraina silna, zdolna przeciwstawić się Moskwie w obronie ukraińskiej i polskiej suwerenności. Że pomija to i lekceważy pogląd ojca naszej odzyskanej niepodległości Romana Dmowskiego dla którego „samostijna”, wroga Polsce Ukraina – to dla Polski problem – nie szkodzi! Dmowski jest passe, a i kiedyś, powiadają,  nie był dla nas autorytetem. A samostijna w naszym, polskim myśleniu jest barierą oddzielającą Polskę od agresywnej Rosji. Ta myśl, przepojona troską o polskie bezpieczeństwo, o zbudowanie kordonu sanitarnego wokół Rosji – to koncepcja Józefa Piłsudskiego, Jerzego Giedroycia i Lecha Kaczyńskiego. Giedroyć dodawał: „Nie ma niepodległej Polski bez niepodległej Ukrainy”. Po roku 1989  Giedroyciowskie projekcje zdominowały polską politykę niemal całkowicie. Aktywny więc udział polskich polityków w ukraińskich kolorowych przewrotach: rewolucji pomarańczowej i majdanowej był poniekąd naturalny. Po przewrocie roku 2014 Ukraina stała się w naszej ocenie realnym buforem chroniącym nas przed Rosją. Mamy oto powody do radości, bowiem „odwiecznego wroga” przedziela Ukraina. Ale ma powody do radości i Ameryka bowiem kosztem zaledwie 5 mld dolarów kolorowa rewolucja na Majdanie zwyciężyła. Ale  naiwnością byłoby sądzić, że było to zwycięstwo polskiej sprawy. Owszem – „amerykańskiej demokracji”, która niosąc światu swą Prometejską misję wolności jest pewna, że rzeka Bug nie jest tamą  zdolną ten pochód wolności powstrzymać.
A tymczasem w bieżącym roku Polacy i emfatycznie i serdecznie gościli papieża Franciszka.  W odpowiedzi na powitalne wystąpienie prezydenta papież nawiązując do słynnego listu polskiego Episkopatu do Episkopatu niemieckiego przypomniał wspólną deklarację z sierpnia 2012 roku podpisaną między Kościołem katolickim w Polsce i Kościołem prawosławnym Patriarchatu Moskiewskiego z wyraźną zachętą, by tamte owoce dojrzałej chrześcijańskiej myśli nie pozostały wyjątkiem, by chrześcijaństwo po wiekach mogło wreszcie znów oddychać obydwoma płucami, albowiem zdaniem papieża był „to akt, który rozpoczął proces zbliżenia i braterstwa nie tylko między dwoma Kościołami, ale również pomiędzy dwoma narodami”. Niestety słowa papieża nie przełamały antyrosyjskich lodów. Jego słów jakby  nie dostrzeżono. Dalej pamiętano jedynie o historycznym wrogu, który od dawna nie żywi wobec Polski nieprzyjaznych zamiarów. Nie dostrzeżono natomiast wroga współcześnie czyhającego na odpowiedni moment, by zawłaszczyć kawał polskiej ziemi, nazywając ją po swojemu, zamiast Chełmszczyzną, Podlasiem, Podkarpaciem – ziemią „Zakerzońską”.
Geopolityczne napięcia
My coraz intensywniej wspieramy pomajdanową Ukrainę, tymczasem światu grozi wojna. Były zastępca  dowódcy Sił Zbrojnych NATO gen. Richard Shirreff w swej, utrzymanej w konwencji political fiction książce „2017. Wojna z Rosją” przewiduje, iż wojna trwająca jego zdaniem od 2014 roku swe pełne, krwawe i przerażające oblicze ukaże zgodnie z tytułem książki już niebawem. My w Polsce dobrze wiemy, że wojna to  ekstremalne awanturnictwo polityczne, to Armagedon ludności, to także wyzwanie w sferze moralno-etycznej. Zagrożenie wojną budzi lęk i przerażenie i dzieli polskie społeczeństwo z jednej strony na milczącą większość pragnącą pokoju i likwidacji zagrożenia, z drugiej na gotowych do strzelistych aktów wiary w potęgę US Army, dzięki której nie oddamy wrogowi nawet guzika.  To prawda, że idea strzelistego patrioty może nie do końca pokrywać się ze wspólnotową, europejską polityką bezpieczeństwa. Polska może nawet ześlizgiwać się powoli na pozycję europejskiego outsidera, ale przecież, jak twierdzą patriotyczne elity, nie może być zgody na bierne reprodukowanie polityki europejskiej i „płynięcie w głównym nurcie”. Koncepcja ta mieści się w strategicznych planach Polski dla realizacji których, Polska zawiesza na tym odcinku politykę tożsamościową. W kontekście polityki polsko-ukraińskiej, jesteśmy nawet gotowi zapomnieć o dokonanym ukraińskim ludobójstwie. Dokładniej – zapomnieć należało! Niestety, zdaniem tych patriotów, ubolewając w cichości przyznają, że szeroka presja, zwłaszcza środowisk kresowych nie pozwoliła naszemu państwu kierować się w tej sprawie interesem strategicznym. W rezultacie, pomimo wielu nacisków ze strony ukraińskiej, a także ze strony ambasady amerykańskiej (!) w dniu 22 lipca 2016 roku podjęta została uchwała Sejmu, która w ocenie środowisk dziś odpowiedzialnych za Polskę, w tej formie podjęta być nie powinna.
Aktualna polska strategia polityczna to w pierwszym rzędzie „dążenie do zapewnienie  bezpieczeństwa kraju zwłaszcza wobec agresywnej i nieobliczalnej polityki Kremla”. Ale poza powtarzanym frazesem nigdy nie podano przykładu prowadzenia przez Rosję po 89 roku polityki agresji wobec Polski. W podstawowym, całościowym, liczącym 168 stron nadal aktualnym Programie na rok 2014 rządzącej dziś partii czytamy: „zasadniczym celem polityki zagranicznej Polski będzie przywrócenie (..) podmiotowości naszego państwa (..) Wyznacznikiem  realizacji tego celu jest dla nas ideowe i praktyczne odwołanie się do dziedzictwa czynu i myśli politycznej śp. Prezydenta Rzeczypospolitej Prof. Lecha Kaczyńskiego” (s.149). Wspomniany program potwierdza, iż fundamentem bezpieczeństwa jest dziś przynależność do NATO. Położenie naszego kraju „jako państwa brzegowego NATO (..) stanowi przesłankę do zwiększenia poziomu gwarancji bezpieczeństwa”, oraz „do powstania na terytorium Polski krytycznej infrastruktury obronnej Sojuszu o znaczeniu strategicznym” (s.153). Nie wolno jednak zapominać, że wprowadzenie na własne terytorium obcych baz i wojsk to element w różnym stopniu ale zawsze naruszający suwerenność państwa. Wydaje się, że tylko nieuchronnie zbliżająca się wojna na którą nie mamy wpływu, albo do której sami dążymy, mogłaby usprawiedliwić zabieganie o instalacje obcych baz na swoim terytorium.
Kwestii bezpieczeństwa szczególną rolę wyznaczono naturalnie stosunkom ze Stanami Zjednoczonymi. Program zakłada m.in, że „Strategiczna zbieżność celów Polski i USA powinna doprowadzić do powrotu zaangażowania obu stron we wspólne przedsięwzięcia z zakresu bezpieczeństwa międzynarodowego..”(s.154). Ale to wyłącznie wynikający z emocji błąd pychy i ślad podległości. U polskich elit politycznych nie od dziś górę nad rozsądkiem biorą emocje w parze z  apoteozą nawet zagmatwanej wolności. Już nawet Dmowski gloryfikator „polskiego czynu” ubolewał, iż wciąż „jesteśmy narodem z wypaczonym sposobem politycznego myślenia (..) i z kwestią polskiego charakteru narodowego nie możemy sobie poradzić (..) nasze instynkty i uczucia polityczne są chwiejniejsze, płytsze, łatwiej ulegają wpływom obcym..”. Bo przykładowo zważmy czy wystąpienie polskiego prezydenta w obronie prezydenta Saakaszwili i jego konfrontacyjnej wobec Kremla  polityki oraz nie bacząc na przyczyny wybuchu wojny w Gruzji wygłoszone 12 sierpnia 2008 roku w Tbilisi („dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie”…itd.) było przykładem troski polskiego prezydenta o polską rację stanu? Było świadectwem rozważnej i dojrzałej mądrości politycznej, czy emocjonalnym popisem przywódcy wolnego świata,  nieustraszonego niczym „waleczny młody kozak”, niosący Gruzji wolność od Moskwy, o którym historia nie zapomni bo to był Dawid, który pokonał Goliata?
Konfrontacyjnie wobec Rosji podkreślono również, że „należy nieustająco podkreślać, iż koncepcja rozszerzenia NATO na kraje Europy Wschodniej i południowego Kaukazu jest nadal aktualna i powinna być opracowywana w ramach tworzenia scenariuszy przyszłości”(s.153). Odrzucamy więc realistyczną i powściągliwą  politykę nie mieszania się w nieswoje konflikty krajów byłego Związku Radzieckiego lecz jakby natchnieni mesjanistyczną misją obdarowania tych krajów atlantycką demokracją stajemy do walki z Rosją o interesy nam obce.
Wojna czy pokój?
Strzelisty patriota niezbicie deklaruje swoje wyjątkowe przywiązanie do wiary katolickiej. Nie od rzeczy będzie zatem przypomnieć stanowisko jakie w sprawie wojny i pokoju zajmuje Kościół Katolicki. Zajrzyjmy do Katechizmu Kościoła Katolickiego. Jest on popularną syntezą oficjalnej posoborowej doktryny Kościoła. Czytamy:  „Wszyscy rządzący są zobowiązani do działania na rzecz unikania wojen”(P.2308). „Obrona z użyciem siły militarnej usprawiedliwiona jest”(…) m.in.  wtedy tylko gdy „szkoda wyrządzona narodowi przez napastnika jest poważna, niezaprzeczalna i długotrwała”, oraz „by użycie broni nie pociągnęło poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć”(P.2309). „Wszelkie działania wojenne zmierzające (..) do niszczenia całych miast lub większych połaci kraju (..) są zbrodnią przeciwko Bogu i samemu człowiekowi”(P.2314).  „Gromadzenie broni (..) i wyścig zbrojeń nie zapewniają pokoju (..) nie eliminują przyczyn wojny, mogą je jeszcze nasilić”(P.2315). W jakim stopniu polski strzelisty patriota deklarujący swój ponad stuprocentowy katolicyzm szanuje przypomnianych dyrektyw doktryny wiary – ocenę zostawiam czytelnikowi.
Papież Franciszek w drodze na Światowe Dni Młodzieży w wywiadzie dla dziennikarzy stwierdził: „Świat jest w stanie wojny. Trwa wojna interesów, o pieniądze, o zasoby naturalne,  o  panowanie nad narodami..”. Czy naprawdę Polska ma interes w tym, by w tej wojnie o panowanie nad narodami uczestniczyć? Czy naszym celem ma być instalowanie amerykańskiej demokracji np. w Afganistanie? Interesy strategiczne Stanów Zjednoczonych nie są zbieżne ze strategicznymi interesami Polski. Uzależnianie naszych narodowych celów strategicznych od amerykańskiej globalnej gry politycznej w której przewidziano dla nas rolę awangardy w działaniach zaczepnych, a finalnie zaszczytną funkcję państwa frontowego to jawna nieodpowiedzialność. USA w swej walce o rozbicie  okrążonej już niemal Rosji naraża polski interes narodowy na niepowetowane straty. Oparcie swych koncepcji bezpieczeństwa i rozwoju wyłącznie na związkach z wojującą Ameryką skazuje nas na jednostronną zależność i izolację w Europie. I tylko polityczny piar wszystko potrafi przykryć i wyjaśnić. A choćby i nieszczęsne Caracale. Wszak miały one z powodzeniem służyć wzmocnieniu „wschodniej flanki”. I cóż z tego skoro od roku wiadomo było, że tylko Black Hawk jako reprezentant naszego „pierwszego”, lepszego sojusznika wiedział dobrze o co on i o co my mamy wspólnie walczyć by zwyciężyła wolność i demokracja. Czuwać nad tym pewno będzie (i nie tylko nad tym) sam Mr.R.Grey nowy polski V-Minister Spraw Zagranicznych. Tymczasem Europa nie dąży jednak – jak Polska – do trwałego uzależnienia od USA. Przeciwnie, wbrew polskim politykom, dąży do własnej europejskiej drogi budowy bezpieczeństwa i rozwoju w której pokój i stabilizacja na kontynencie i to z udziałem europejskiej Rosji jest wartością podstawową. Przeto, bez względu na wynik maratonu wyborczego w USA europejskie osamotnienie jest dla Polski perspektywą wysoce niebezpieczną. Spycha nas ponownie na pozycje antyeuropejskiego mąciciela, tym razem jako amerykańskiego spiskowca. Międzymorze lub kraj nad Wisłą jako 51. stan USA to perspektywa tyle szalona co nierealna. Milcząca większość przestrzega: musimy nauczyć się żyć z Europą –  bo zginiemy!

Dzięki za powitanie.

Dzięki za powitanie. Od czasu do czasu postaram się coś skrobnąć. Tytułem premiery spróbuję zamieścić jeden artykuł.

środa, 26 października 2016

Witaj, świecie!

Witaj na swoim nowym blogu!

Bardzo się cieszymy, że jesteś z nami! To jest pierwszy, przykładowy wpis. Możesz go usunąć logując się do Kokpitu i wybierając menu Wpisy.

Jeśli coś jest dla Ciebie niejasne, zapoznaj się z działem Pomoc: http://blog.pl/pomoc

Zapraszamy również na nasz profil na Facebooku, gdzie znajdziesz aktualności, poczytasz ciekawe blogi, lub weźmiesz udział w dyskusjach z innymi blogerami: https://www.facebook.com/Blogpl

Miłego blogowania! :-)

Agnieszka Holland

 Agnieszka Holland, zwana Agnieszką Polland, paskudnie atakowana za walkę o ludzką godność dla ludzi uciekających przed wojną. Ataki w nią w...