Etykiety

czwartek, 28 września 2017

Pryncypialny realizm prezydenta Trumpa


Dnia 19 września Donald Trump po raz pierwszy wystąpił na forum ONZ podczas 72. Sesji Zgromadzenia Ogólnego. Już choćby z tego powodu było to wystąpienie  ważne i oczekiwane. Prezydent zaprezentował  światu poglądy i zamierzenia dotyczące najbliższych posunięć swej administracji w obszarze polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Równocześnie przybliżył  nieco wgląd w aktualną sytuację, jaka po wyborach prezydenckich zaistniała na szczytach władzy.
Zakończona w ubiegłym roku kampania wyborcza, szczególnie pojedynek Clinton-Trump zdawała się sugerować mniejszą skłonność Trumpa do arbitralnych, nie liczących się ze światem amerykańskich rozwiązań siłowych, do ewentualnej  gotowości poszukiwania pokojowego rozwiązywania problemów, do mediacji. Trump jeszcze niedawno kwestionował sens istnienia Sojuszu Północnoatlantyckiego w dotychczasowej formie i bezdyskusyjnego zaangażowania USA w europejskie bezpieczeństwo. W tym kontekście deklarowana przez Trumpa pewna doza sympatii do Putina pozwalała żywić nadzieję, że nie bacząc na sygnalizowany od początku opór kół zainteresowanych eskalacją napięć z Rosją – ponowny reset w stosunkach z Moskwą jest możliwy, tym bardziej że w Stanach nie brak było postaci wybitnych, którzy z uznaniem witali każdą próbę poprawy relacji z Rosją. Przykładowo, na co zwrócił uwagę tygodnik „Przegląd”, em. profesor Princeton i New York Stephen Cohen w wywiadzie internetowego magazynu „Slate”, z pełnym uznaniem przypomniał słowa Donalda Trumpa: „Czy nie byłoby wspaniale, gdybyśmy współpracowali z Rosją?”. I profesor odpowiedział bez wahania: „nie tylko byłoby wspaniale, ale jest to imperatyw. Obecnie świat wszedł w nową fazę zimnej wojny. Ta zimna wojna jest jeszcze niebezpieczniejsza niż poprzednia”.
Przemówienie prezydenta Trumpa wygłoszone w ONZ ujawniło jednak kim dzisiaj jest Donald Trump. Atakowany z powodu swego zdroworozsądkowo-biznesowego stanowiska w sprawie Rosji przez waszyngtońskie koła zainteresowane wyścigiem zbrojeń i jednobiegunowym zarządzaniem światowym porządkiem oraz dodatkowo obciążany zarzutem interwencji rosyjskich hakerów w wyborach, a także odbierając  wypowiadane w związku z tym groźby impeachmentu – wszystkie te ataki i oskarżenia spowodowały, że Trump  zmuszony został do radykalnej zmiany swego politycznego imagine. Niedawne jeszcze nadzieje części opinii publicznej, by w wyścigu do Białego Domu wygrał ktokolwiek byle nie Hilary Clinton, ukazały światu całą ułudę tego myślenia. Trump obecnie jest tylko figurantem ubezwłasnowolnionym przez amerykański kompleks przemysłowo-militarny pchający świat do wojny na obcych ziemiach. A że w świecie polityki jest człowiekiem  przypadkowym, biznesmenem, a nie mężem stanu, człowiekiem bez politycznych „właściwości" - sytuacja dla świata jest groźna. Niektóre fragmenty emocjonalnego przemówienie prezydenta Trumpa, miejscami mogły przypominać wściekłe mowy najbardziej „zasłużonych” demagogów, jacy przydarzyli się Europie. America first to u Trumpa doktryna oparta na skrajnym egoizmie narodowym, to nie liczenie się z całym światem,  buta, stawianie problemów politycznych na ostrzu noża, patrzenie na świat przez pryzmat jednej własnej prawdy. Postulowany coraz szerzej bezpieczniejszy, policentryczny porządek świata dla Trumpa nie wart dziś nawet uwagi.
W 2002 roku dla George'a Busha ‘osią zła’ były Iran, Irak i Korea Północna, teraz dla Trumpa taką ‘oś zła’ stanowią Korea Płn., Iran i Wenezuela. W przemówieniu skrytykował ważne dla światowego pokoju porozumienie nuklearne z Iranem. Władze Iranu to dla Trumpa „morderczy reżim”. Porozumienie w sprawie irańskiego programu nuklearnego uznał za porozumienie „żenujące dla Stanów Zjednoczonych” i zapowiedział, że już "wkrótce o tym usłyszycie". Ostro zaatakował władze Wenezueli, zarzucając jej dyktaturę i kierowanie się „fatalną socjalistyczną ideologią”, której hołduje Nicolas Maduro, a która doprowadziła kraj do upadku, a społeczeństwo do niewyobrażalnych cierpień. Podkreślił, że w stosunku do Caracas, Waszyngton z całą mocą kontynuować będzie politykę sankcji, bowiem celem Waszyngtonu jest  pomoc Wenezueli „w odzyskaniu wolności”. Zaapelował też o pilne zwiększenie presji na Koreę Północną. Odrzucił apele m.in. Sekretarza Generalnego ONZ Antonio Guterres’a  o podjęcie próby pokojowego rozwiązania konfliktu na półwyspie koreańskim.  Oświadczył, że w przypadku zagrożenia dla Stanów nie zawaha się doprowadzić do całkowitego „zniszczenie wrogiej KRLD”. Groźbom tym towarzyszą hasła o przodującej amerykańskiej demokracji, amerykańskiej wolności, amerykańskim porządku. Biały Dom nazywa tę politykę "pryncypialnym realizmem". Ale „pryncypialny realizm” ogłoszony przez prezydenta Trumpa w ONZ dotyczy jedynie najbliższych, bieżących kwestii waszyngtońskiego Pax Americana. Strategiczne plany pozostają w ukryciu. Jedynie stałe poszerzanie amerykańskiej obecności militarnej na całym świecie w postaci baz wojennych, ich rozmieszczenie i wyposażenie może obserwatorom przybliżać strategiczne zamiary USA, sugerując nawet, iż może ono stanowić zespół doskonale znanych prawu czynności przygotowawczych do … do strategicznie zaplanowanej akcji militarnej i to zarówno defensywnej jak i ofensywnej. Niepokój wywołać może także obserwowana od 2014 roku tendencja do znacznego wzrostu wielkości budżetu obronnego US Army. Gdy w 2015 roku projekt budżetu Pentagonu zamykał się kwotą 496 mld USD,  to w 2016 roku podniósł się do kwoty 534 mld USD, a w 2017 roku osiągnął już sumę 582,7 mld USD. Zwraca przy tym uwagę fakt, że zgodnie z danymi SIPRI (Sztokholmski Instytut Badań nad Pokojem) budżet obronny USA stanowi aż 37% wydatków na zbrojenia w całym świecie. Jest to największy w Ameryce wzrost wydatków od epoki „zimnej wojny”, czasów prezydenta Regana. Tendencja ta nie gaśnie wcale. Ostatnio Kongres Stanów Zjednoczonych debatując nad budżetem Departamentu Obrony na 2018 rok, nie bacząc, iż projekt przedstawiony przez prezydenta zamknął się kwotą  611 mld USD zaproponował zwiększenie budżetu Pentagonu aż do sumy  631,5 mld USD. W związku z tak wyraźnym i odczuwalnym wzrostem wydatków na resort obrony krytycy w Stanach zarzucają postępujący spadek wydatków na oświatę, zdrowie, ochronę środowiska, potrzeby socjalne, na badania podstawowe i naukę. Naukowcy żalą się, że „wygląda na to, że nasz kraj szykuje się na wojnę, ale nie dba o przyszły rozwój kraju”. Tymczasem zdaniem szefa senackiej komisji ds. sił zbrojnych USA McCain’a, budżet bazowy Departamentu Obrony w 2018 roku powinien wynosić 640 mld USD, a później powinien co roku wzrastać skokowo o 4%.
Zasygnalizowana wyżej tendencja oraz „pryncypialny realizm” prezydenta ogłoszony światu w ONZ powszechnego entuzjazmu w Stanach nie wywołuje. Krytyka płynie ze środowisk uniwersyteckich i części środowisk inteligenckich. Dla przykładu warto przywołać pogląd znanego amerykańskiego producenta, reżysera i scenarzysty Olivera Stone laureata trzech Oskarów, który w interesującym wywiadzie dla agencji Sputnik oznajmił, że „wygląda na to, że w USA istnieje «głębokie państwo», prawdziwa władza i kierownictwo rządzące państwem i podejmujące decyzję. Składa się na to przemysł zbrojeniowy, korporacje, a także służby wywiadu. Mają najwyraźniej wyłączną władzę, której nie miały, kiedy byłem młodszy. Rozrosły się do przerażających rozmiarów. Myślę, że specjalnie stworzyły tyle problemów z Rosją. Sądzę, że Prezydent USA Donald Trump jest przyparty do muru przez amerykańskie służby specjalne i nie ma żadnej możliwości na zresetowanie stosunków z Rosją, nawet gdyby tego chciał”. Słowa Olevera Stone, mają wyjątkową wartość. Są jak zeznania świadka. Mogą stanowić dowód. Nie wolno przejść obok nich obojętnie. Obserwacje tego wytrawnego filmowca i humanisty przerażają. „Głębokie państwo”, które coraz śmielej spycha świat w otchłań wojny szokuje i napawa lękiem. Tym bardziej więc w obliczu realnych zagrożeń,  ci którzy  zachowali resztki zdrowego rozsądku mają obowiązek przeciwstawiać się chorym tendencjom dążącym do  militarnych konfrontacji. Pokój jest bowiem znów kruchy. A pokój to jak powietrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Agnieszka Holland

 Agnieszka Holland, zwana Agnieszką Polland, paskudnie atakowana za walkę o ludzką godność dla ludzi uciekających przed wojną. Ataki w nią w...